Kiedy w ubiegłym roku Filip Kapica poinformował bodajże na swoim Twitterze o mającym w maju premierę komiksie dotyczącym Ayrtona Senny – legendy Formuły 1! – nie mogłem przejść obok tego tytułu obojętnie. Dziś, w rocznicę urodzin brazylijskiej legendy – zapraszam do lektury recenzji tegoż komiksu wydanego przez Scream Comics.
Na kartach albumu obserwujemy rozwój kariery Ayrtona począwszy od jego szalonego, debiutanckiego wyścigu w Monako w 1984 roku. Całą dekadę streszczono na 48 stronach, skupiając się przede wszystkim na kamieniach milowych: najważniejszych wyścigach i wydarzeniach. Nie brak tu historii rywalizacji z Alainem Prostem, niesamowitych popisów w deszczu, konfliktu z Balestrem czy też godnego podziwu zachowania związanego z pewną skrzynią biegów… 😉
Specjalnie po lekturze komiksu obejrzałem ponownie film dokumentalny o Sennie i… dobrze pamiętałem. Historia Ayrtona przedstawiona w komiksie jest w pewnym sensie niepełna. Znaczy się: i owszem, najważniejsze wydarzenia są przedstawione w sposób jasny, zrozumiały dla czytelnika, nawet nie będącego fanem królowej motorsportu, natomiast… niekiedy brak szerszego kontekstu, ukazania głębiej danego wydarzenia lub jego otoczki.
Moją uwagę między innymi przykuły początek opowieści i jej koniec. Ten pierwszy jest nieco chaotyczny i trzeba się przyzwyczaić do tego, że niespodziewanie akcja przeskakuje nam między czasem Ayrtona w F1 oraz jego dzieciństwem i „upalaniem” gokarta na parkingu supermarketu. Ten drugi z kolei… cóż – przedstawiony jest dość zdawkowo, oględnie, czy może raczej – łagodnie. I w pewnym sensie można bronić takiego podejścia wiekiem potencjalnego odbiorcy, ale sami autorzy zaznaczają, że:
Treści zawarte w niniejszym wydaniu są przeznaczone dla czytelników powyżej 16 roku życia.
A to już moim zdaniem wystarczająco dużo, by – choćby – uszczegółowić wydarzenia z fatalnego weekendu na torze Imola w 1994 roku…
Niemniej cieszę się, że ten komiks powstał. To kolejny kanał, umożliwiający dotarcie do kolejnych osób, by zarazić je fascynacją Formułą 1. To zarazem doskonała sposobność do przedstawienia sylwetki legendy F1, jednego z najsłynniejszych i najlepszych kierowców wszechczasów. Ubolewam tylko, że zrobiono to gdzieniegdzie „po macoszemu”…
Przemysław Garczyński