We wtorek prawdopodobnie dowiemy się, że Grand Prix Hiszpanii na torze Circuit de Barcelona-Catalunya nie znajdzie się w kalendarzu mistrzostw świata F1 w 2020 roku. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy powiedzieć, że zastąpi ją wyścig na holenderskim Zandvoort. Czy będziemy płakać za podbarcelońskim Montmelo? Chyba niekoniecznie.
Oczywistym jest, że dla europejskich kibiców, także tych z Polski, hiszpański wyścig jest częstym celem podróży. Wpływ na to mogą mieć względy ekonomiczne, a także atrakcyjność pobliskiego miasta, jakim jest Barcelona. Ale nie oszukujmy się, Grand Prix Hiszpanii na znakomicie znanym kierowcom i zespołom, głównie z uwagi na przedsezonowe testy, obiekcie od wielu lat funduje nam raczej niezbyt pasjonujący wyścig. Wyjątkiem mogą być zawody z 2016 roku i niespodziewane zwycięstwo Maxa Verstappena. Tylko że wówczas, emocji dostarczyli nam nieumiejący zachować zimnej krwi kierowcy Mercedesa, a nie tor swoją specyfiką, czy choćby nieprzewidywalna aura…
W niedzielnym wyścigu, pierwszym w Europie w tym sezonie, ponownie triumfował Mercedes. „Srebrne strzały” po raz piąty z rzędu odniosły zwycięstwo w stosunku 1-2. To absolutny rekord wszech czasów Formuły 1. Niemiecko – brytyjska ekipa zawdzięcza to znakomitemu samochodowi jaki przygotowała, ale też fantastycznej postawie obu kierowców, którzy błyszczą wręcz formą i wyciągają z auta maksymalne osiągi w każdej oficjalnej sesji Formuły 1. Może i w ten sposób bezstronni kibice tracą na atrakcyjności widowiska, jakim są przecież wyścigi F1, ale nie można winić za to ekipy z fabryką w Brackley. Jeśli już, to ich rywali za to, że nie potrafią przeciwstawić się tej dominacji…
W czwartkowym magazynie #ELEVENF1 w stacji Eleven Sports dziennikarze zadali sobie pytanie, czy jest możliwe żeby team z Sebastianem Vettelem „za kółkiem” znów uskuteczniał pogoń w końcówce sezonu, jak miało to miejsce w roku 2009, gdy Jenson Button zwyciężył w sześciu pierwszych wyścigach, w barwach powstałej na zgliszczach Hondy, ekipie Brawn GP? Osobiście myślę, że nie. Wtedy, przewaga technologiczna Red Bulla w końcówce sezonu wynikała z ograniczonych zasobów finansowych na rozwój, jakimi dysponował zespół Rossa Brawna. Tym razem, gdyby Ferrari zaczęło niwelować straty, Mercedes od razu uskuteczniłby pracę nad nowymi pakietami aero…
Inna kwestia, że najgroźniejszy, zarówno pod względem budżetu jak i technologii, rywal Mercedesa, Scuderia Ferrari robi to bardzo nieudolnie. Odnoszę wrażenie, że chyba już tylko ludzie związani z teamem z Maranello wierzą, iż kolejne upgrade’y zbliżą ich do liderów. Szumnie zapowiadany nowy pakiet plus nowy, mocniejszy silnik, którego debiut przyspieszono niemal o miesiąc, nie przyniosły zmian w czołówce, a przewaga Bottasa nad Vettelem w kwalifikacjach pokazuje tylko jakie fiasko poniosło po raz kolejny Ferrari. W takim wypadku pozostaje tylko pytanie: Quo vadis Ferrari?
Inną sprawą są ich decyzje strategiczne. Czy nie lepiej było nie trzymać Vettela tak długo za Leclercem jeśli był pomysł, żeby na tej mieszance dojechał do końca wyścigu? Wczoraj uratował Włochów samochód bezpieczeństwa, ale przecież jego wyjazdu nie dało się przewidzieć…
Bardzo zaimponował mi w ten weekend Gunter Steiner. Pozwolił na torze ścigać się swoim kierowcom, choć ci nie przebierali w środkach, a później sam tonował ich nastroje i zapowiedział, że porozmawia z każdym z nich.
Na końcu niestety Williams. To przykre, że w kontekście występów Roberta Kubicy musimy mówić niejako obok wyścigowych emocji. W trakcie kolejnej nieudanej dla niego Grand Prix zacząłem się zastanawiać, czy utrata przez niego tempa na dystansie wyścigu jest tylko kwestią pracy auta i opon, czy może wiąże się też z ogromnym przecież obciążeniem fizycznym kierowcy. Z drugiej strony nasz rodak zapewnia o innych przyczynach. Jak można mu nie wierzyć, skoro zawsze czuł auto jak mało kto, a szczery był do bólu?