Portal Formulanewslive policzył jakie koszty, od początku sezonu, na naprawę bolidów poniosły poszczególne zespoły Formuły 1.
Najbardziej kosztowny w tym sezonie okazał się jak dotąd wypadek Pierre’a Gasly z przedsezonowych testów w Barcelonie. Zespół Aston Martin Red Bull Racing zapłacił za rekonstrukcję jego auta aż przeszło 2 200 000 $. Pozostając przy lutowych wydarzeniach, za naprawy bolidu musiał też zapłacić zespół Scuderia Ferrari. Sebastian Vettel wypadł z toru i zniszczył m. in. przednie zawieszenie i skrzydło. Wypadek ten kosztował jednak nieporównywalnie mniej, jedynie niecałe 500 000 $.
Australijska Grand Prix najdroższa okazała się dla zespołu Renault. Tuż po starcie, na pobocze wyjechał, uszkadzając swój samochód, lokalny bohater, Daniel Riccardo. Jego zniszczenia wyceniono na ok 270 000 $. W trakcie całego weekendu najpoważniej wyglądała jednak przygoda Alexandra Albona z Toro Rosso. Włoski team, co jest zaskoczeniem, nowe części wycenił „jedynie” na 250 000 $. Nieco mniej kosztownych napraw dokonały też ekipy Mercedes (Lewis Hamilton, podłoga) i Williams (Robert Kubica, m. in tylna oś).
W Bahrajnie, zespoły F1 na naprawy bolidów wydały w sumie ok 1 200 000 $. Najbardziej kosztowny okazał się wypadek Lance’a Strolla. Za jego „występ” zespół Racing Point zapłacił 415 000 $. Kanadyjczyk swój „wyczyn” powtórzył w trakcie testów, jakie po GP Bahrajnu odbyły się na torze Sakhir. Tym razem straty wyniosły 247 000 $.
Po wyścigu na Bliskim Wschodzie kierowcy i teamy przeniosły się do Szanghaju na Grand Prix Chin – 1000 wyścig w historii F1. Jubileusz hucznie uczcił Taj Alexander Albon z Toro Rosso. Tym razem zniszczenia w jego bolidzie wyceniono na 2 195 000 $. Także obaj kierowcy McLarena narazili swój zespół na koszty. Carlos Sainz i Lando Norris „solidarnie” obciążyli ekipę wydatkami po 245 000 $. Budżety swoich ekip uszczuplili też Danił Kvyat z Toro Rosso i Romain Grosjean oraz Kevin Magnussen z Haasa.
Ostatnim uwzględnionym w wyliczeniach dokonanych przez portal wyścigiem jest Grand Prix Azerbejdżanu. W Baku najdroższa okazała się „studzienkowa” przygoda Georgea Russella z FP1. Team Williams, aby zrekonstruować bolid Brytyjczyka (na kolejne GP, bo jak wiemy w Baku pojechał autem rezerwowym) zespół musiał „wyjąć z kieszeni” 1 200 000 $. Na szczęście, koszty te zespołowi z Grove oddać ma organizator kwietniowej Grand Prix. Biednemu jednak wiatr w oczy i incydent Russella nie był jedynym wydarzeniem w ten weekend obciążającym finanse teamu Williams. W kwalifikacjach swój bolid rozbił Robert Kubica. Aby Polak mógł wystartować w wyścigu, zespół na naprawę jego auta wyłożył 545 000 $. Bliźniaczy wypadek, a co za tym idzie identyczne koszty, kilka minut później spowodował Charles Leclerc ze Scuderii Ferrari. Podczas samego wyścigu uszkodzenia dotknęły też Daniła Kvyata i Daniela Ricciardo.
W drugi weekend maja Formuła 1 wróciła do Europy. W dniach 10 -12 odbyło się Grand Prix Hiszpanii na torze Circuit de Barcelona – Catalunya. Wprawdzie Formulanewslive swój raport opublikowała przed wyścigiem w Montmelo, możemy oszacować, że ponownie największa koszty poniósł zespół Williams. W FP3 swój pojazd rozbił George Russell. W aucie Brytyjczyka trzeba było wymienić m. in. skrzynię biegów, więc koszty wyniosły ok 600 000 $. W kwalifikacjach przednie skrzydło urwał też Nico Hulkenberg, a w samym wyścigu kolizję zaliczyli Lance Stroll z Racing Point i Lando Norris z McLarena.
W skutek tych wyliczeń, zastanawiające wydają się perypetie Roberta Kubicy z uszkodzoną na początku sezonu podłogą bolidu. Teoretycznie jedną z najtańszych, a jakże istotnych części w F1.
Piotr Ciesielski