Za nami Grand Prix Azerbejdżanu. Nie będziemy udawać, że było to porywające widowisko. Po prostu się odbyła. Nawet nie dorastała do pięt dramatycznym, trzymającym w napięciu wyścigom z Baku w minionych sezonach. Nie tego oczekiwaliśmy po zawodach w stolicy Azerbejdżanu.
Po raz kolejny w tym sezonie zwyciężył Mercedes. Po raz kolejny zdobył dublet. Pobił tym samym niemal trzydziestoletni rekord należący do Williamsa, gdy w 1992 roku Nigel Mansell i Ricardo Patrese wygrali trzy pierwsze wyścigi sezonu w stosunku 1-2. Świetnym tempem podróżowali dziś po torze obaj kierowcy „srebrnych strzał” i w końcówce, mimo zużytych już opon, ścigali się o zwycięstwo, prześcigając się w uzyskiwaniu najlepszych okrążeni wyścigu. Ostatecznie, niejako nagrodę należącą się mu już przed rokiem, odebrał Fin Valtteri Bottas. Kwestią nad którą się tylko zastanawiam jest fakt, czy Bottas nie wyprzedzał przypadkiem Leclerca przy żółtej fladze w pierwszym sektorze?
Kolejny weekend do zapomnienia zaliczyło Ferrari. Mówiąc ściślej, sobotnie popołudnie i niedzielny wyścig. Treningi wskazywały na ich ogromną przewagę nad Mercedesem, a półtorej sekundy różnicy, jakie pojawiło się w trzecim treningu wskazywało wręcz na przepaść jaka teoretycznie dzieliła te dwa zespoły. Tragedia ekipy z Maranello zaczęła się w kwalifikacjach. Faworyt do pierwszego pola, Charles Leclerc rozbił w głupi sposób swój bolid w Q2, a Sebastian Vettel był w „czasówce” dopiero trzeci, ulegając obu kierowcom teamu z Brackley. W wyścigu Włosi nie zdołali nic zdziałać i niejako „na pocieszenie” został Ferrari tylko dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie jaki ostatecznie wywalczył Leclerc, po założeniu świeżych opon w końcówce wyścigu, w tym właśnie celu. Kierowcy Scuderii wyścig skończyli na miejscach 3 i 5. Biorąc pod uwagę ich tempo treningowe, znów Ferrari zmarnowało ogromny potencjał. I czy można w ten sposób wyrwać solidnemu Mercedesowi mistrzostwo?
Wartym podkreślenia jest też fakt, że naprawdę dobrze wyglądało w ten weekend tempo Alfa Romeo. Zarówno Kimi Raikkonen jak i Antonio Giovinazzi jeździli w Baku bardzo szybko i tym bardziej szkoda, że obaj otrzymali kary na starcie i nie byli w stanie zaprezentować pełni swoich możliwości…
Na przeciwnym biegunie znalazło się Renault. Koszmarnie męczyli się w Baku kierowcy francuskiego zespołu, a błąd Daniela Ricciardo, który po przestrzeleniu hamowania, cofając wjechał w Daniła Kvyata dopełnił obraz mówiący, że coś tam ewidentnie jest nie tak…
Na koniec jeszcze Williams. Ponieważ leżącego się nie kopie nie będę się nad ich „występem” rozwodził. Wystarczy tylko wspomnieć, że Robert Kubica został dziś ukarany przejazdem przez boksy za to, że jego bolid na końcu alei serwisowej, z której startował, znalazł się… 9 minut za wcześnie. O przyczynie kary zespół nie poinformował kierowcy. To tylko obrazuje, jaki panuje tam bałagan.
Piotr Ciesielski