Efekt, którego doświadcza Robert Kubica w swoim bolidzie dominuje całkowicie wszystkie starania nad poprawą zachowania samochodu. Polak opisuje swoje zmagania z autem podczas drugiego grand prix sezonu.
„Wyglądało na to, że na początku wyścigu mogliśmy jakoś ukryć ten problem. Pierwsze okrążenia były bardziej improwizacją, szczególnie, gdy startuje się z tyłu, jest to survival. Prawdopodobnie miałem trochę lepsze czucie przy tym wietrze, ale kiedy wszystko się uspokoiło i każdy był w stanie jechać swoim tempem, wiedziałem, że mi go brakuje.
„To było bardziej jak survival i starania o dowiezienie auta do mety. Byłem bardzo wolny w zakrętach próbując chronić tylne opony, a mimo to bardzo się ślizgałem, przegrzewając opony. Miałem więc ogromne problemy z przyczepnością. Wszyscy je mieli, to na pewno, szczególnie przy tym wietrze, ale gdy nie ma się stabilności w takich warunkach, a opony się zużywają, to jest game over” – powiedział Polak.
Odniósł się on również do dość nietypowej strategii swojej ekipy i bardzo wczesnego zjazdu po pierwszym stincie.
„Zapewne moglibyśmy pojechać dłuższy pierwszy stint, ale degradacja opon następowała szybko, szczególnie gdy jechałem tuż za George`m. Kiedy zaczyna się na twardszych oponach, ich dogrzanie jest gorsze więc ślizgasz się bardziej. Im więcej ślizgania, tym opony się bardziej przegrzewają. To sprawia, że masz mniejszą przyczepność i robi się efekt kuli śniegowej”.
Robert przyznaje, że wciąż forma jego samochodu jest zdominowana przez brak przyczepności i nawet ekstremalne rozwiązania by tu nie pomogły.
„Moglibyśmy robić co chcemy – przełożyć tylne opony na przód i to nadal zostałoby zdominowane przez efekt, który mamy. Można jedynie próbować pomóc sobie różnymi sposobami, ale nie da się go odwrócić.
Źródło: racefans.net