Początek sezonu w wykonaniu ekipy z Grove był fatalny. „Ociąganie” się ze skonstruowaniem bolidu na przedsezonowe testy, trzydniowe spóźnienie, fatalne czasy w Melbourne czy wreszcie dwa ostatnie miejsca wśród kierowców, którzy ukończyli GP Australii. Co gorsza, Williams był jedyną ekipą, która na Albert Park była wolniejsza niż przed rokiem i to… niemal sekundę. Czy dwutygodniowa przerwa wpłynie pozytywnie na zespół Roberta Kubicy?
Spowodowało to prawdziwe trzęsienie ziemi wewnątrz zespołu. Z ekipą pożegnał się jej dyrektor techniczny Paddy Lowe. Niejako on został obciążony za fatalne wręcz konstrukcje aut w dwóch ostatnich sezonach. To zaskakujące, bo uchodził on za autora projektów i „ojca sukcesu” Mercedesa na początku „ery hybrydowej”. Tym bardziej dziwna wydaje się jego klęska w Williamsie… Trwa też poszukiwanie dodatkowych pracowników działów technicznych, szczególnie aerodynamiki. Nie jest to szczególnie dziwne, bo zespół będzie starał się nadrobić straty z początku sezonu. Ponadto wpływ na to ma zastrzyk gotówki od sponsorów, z którymi kontrakty dopinane były tuż przed początkiem sezonu.
Liczyć można było jeszcze na to, że przebijać się w górę stawki może pomóc niezawodność. Niestety, wyścig w Melbourne rozwiał te, płonne jak się okazało, nadzieje. Co prawda żaden z Williamsów nie uległ awarii, ale pozostałe teamy też przystosowały się już do, stosunkowo nowych, rewolucyjnych przepisów. Tylko McLaren Carlosa Sainza wyraźnie uległ usterce technicznej, zaś wycofanie się Daniela Riccardo może rodzić wątpliwości co do tego, czy było spowodowane awarią czy brakiem szans na, przyzwoity choćby, rezultat. Mogło ono być też wynikiem uszkodzeń po urwaniu skrzydła tuż po starcie…
Pocieszające mogą być dwa fakty. Team był zadowolony z tempa jakim w samym wyścigu „podróżowali” kierowcy. Po drugie wypowiedź George’a Russela po GP Australii: – „Jest jeden fundamentalny problem, o którym nie chcę rozmawiać publicznie, ale już go znamy” – mówił młody Brytyjczyk.
Na ziemię sprowadza nas jednak, bardziej doświadczony Robert Kubica: – „Nie chcę podawać tu żadnych ram czasowych, bo sądzę, że w zeszłym roku nawet wcześniej wiedzieliśmy, co było fundamentalnym problemem z samochodem i przez cały rok pozostawało to mniej więcej bez zmian. Wszyscy jesteśmy zgodni co do odczuć i obszaru, w którym musimy pracować. Może dlatego, że jestem bardziej doświadczony, to nigdy nie powiem, że potrwa to dwa czy trzy miesiące. Nikt tego nie wie. Mam nadzieję, że zajmie to jedynie dwa czy trzy miesiące, ale nie mogę tego określić. Nie wiem”.
Tak więc, kibice Roberta muszą przygotować się na kolejny ciężki weekend. Chociaż Australia miała być „dalszym ciągiem testów” dla zespołu, na torze Sakhir nie ma co spodziewać się znaczącego postępu. Kluczowy problem został wprawdzie zidentyfikowany, ale praca nad jego wyeliminowaniem może potrwać miesiącami, a trwała ona będzie w zaciszu fabryki. Na torze w Bahrajnie prawdopodobnie znów będziemy oglądali walkę kierowców nie o czas, a ze swoimi bolidami. Pozostaje nam tylko wierzyć, że dane zbierane przez Kubicę i Russela podczas tych ciężkich czasów, przyczynią się do tego, że jeszcze w tym sezonie ujrzymy jaśniejsze dni dla ekipy z Grove…
Piotr Ciesielski