W ostatnich latach – chyba nieco niesłusznie – do Formuły 1 przylgnęła łatka dyscypliny przewidywalnej. Wszak od kilku lat zdominował ją jeden zespół – Mercedes (a wcześniej Red Bull), zaś mistrzostwo od lat zdobywa ten sam kierowca – Lewis Hamilton (a przed nim – Sebastian Vettel). Jedynym, który przełamał tę dziewięcioletnią serię, był Nico Rosberg (o czym niżej). Na ten moment niestety pewne jest to, że Robert Kubica jeździ na szarym końcu stawki. Kibice F1 wiedzą jednak, że sytuacja jest dużo bardziej złożona, a czynników decydujących o ostatecznym sukcesie mamy całe mnóstwo. Pokazuje nam to obecny sezon 2019, a jeszcze wyraźniej pokażą nam to kolejne. Dzięki kodowi promocyjnemu od JohnnyBet na pierwszy bonus zakładowy w LVBet można samemu sprawdzić się w obstawianiu królowej motorsportu.
Niespodziewani mistrzowie
Spośród wspomnianych czynników bycie najszybszym kierowcą w danym roku niekoniecznie przesądza o tytule mistrzowskim. Wiele zależy bowiem od samego bolidu, warunków pogodowych, dyspozycji dnia czy formy kolegi z zespołu. O losach zwycięstwa przesądzają nierzadko pojedyncze punkty na koniec sezonu – można je łatwo stracić nie z własnej winy, cho
by w przypadku stłuczki – i łatwo zyska, np. decydując się na pit-stop w odpowiednim momencie.
Mistrz Świata w 2019 wydaje się być teoretycznie znany. Kurs na zwycięstwo Lewisa Hamiltona wynosi 1.01 przy kursie 26 na drugiego w tabeli Bottasa. Ciekawiej robi się natomiast w obstawianiu wyników konkretnego Grand Prix. Dla przykładu: w LVBet kurs na zwycięstwo Charlesa Leclerca w GP Włoch po ostatnim zwycięstwie w Belgii wynosi 2.35, podczas gdy na lidera klasyfikacji generalnej Hamiltona – już 2.75. Może się bowiem okaza, że końcówka sezonu nie będzie tak oczywista, jak to się zdaje zapowiada.
Do jednych z największych zaskoczeń ostatnich lat można zaliczyć np. tryumf Jensona Buttona w nowo powstałym zespole Brawn GP. Jenson wygrywał seryjnie wyścigi, ale tylko w pierwszej połowie sezonu. Przewaga, jaką team wypracował sobie na początku, zaowocowała jedynym tytułem mistrzowskim zarówno dla Buttona, jak i samego Brawn GP.
„Formuła zrobiła się przewidywalna”
Szybki rzut oka na tabele z ostatnich lat pozwala przeciętnej osobie wysnuć prosty wniosek – i tak wygra Hamilton w klasyfikacji kierowców i Mercedes w klasyfikacji konstruktorów. Nie trzeba jednak szukać pamięcią zbyt daleko, by znaleźć wyłom od tej „reguły”. W 2016 – po dwóch latach dominacji wspomnianej dwójki – na czoło tabeli wysunął się kierowca numer 2 Mercedesa – Nico Rosberg. W drugiej połowie sezonu miał już zgromadzoną pokaźną liczbę punktów i na kilka wyścigów przed końcem zmagań to on stał się głównym faworytem do mistrzostwa. Przełamanie przyszło podczas Grand Prix USA, po którym to Hamilton ponownie mógł stanąć na najwyższym stopniu podium. Wygrał też dwa kolejne wyścigi, tuż przed Rosbergiem. Losy mistrzostwa ważyły się do ostatniego Grand Prix w Abu Dhabi: Nico, mający nadal lekką przewagę punktową? A może Lewis, który wygrał trzy poprzednie wyścigi? Lewis wygrał także to GP, natomiast druga pozycja Rosberga zapewniła mu pierwsze i jedyne w karierze mistrzostwo. Według niektórych tak samo niespodziewane, jak jego decyzja o zakończeniu przygody z F1, która obiegła świat niedługo potem.
O ostatecznym układzie miejsc na podium sezonu 2008 decydował również ostatni wyścig w GP Brazylii. Robert Kubica zakończył go z taką samą sumą punktów, co Kimi Räikkönen – jednakże to Fin z dwoma zwycięstwami (przy jednym Polaka) zajął trzecie miejsce w 2008 roku. Możemy gdyba, co by było, gdyby w Brazylii zajął jedno miejsce niżej, albo Robert zdobył choćby jeden punkt…
Jeszcze bardziej wyrównaną walkę o końcowe laury mogliśmy obserwować w 2007 roku. Dzisiaj możemy się zastanawia, co by było, gdyby Hamilton czy Alonso ukończyli jeden z wyścigów np. na 3. miejscu zamiast na 4. Ostatecznie mistrzem F1 w 2007 został – też chyba nieco niespodziewanie – Kimi Räikkönen. Po ostatnim wyścigu w Brazylii jego przewaga w tabeli nad drugim Hamiltonem i trzecim Alonso wyniosła zaledwie jeden punkt. Konia z rzędem temu, kto przewidziałby taki obrót spraw!
Czy Kubica będzie jeździł w przyszłym sezonie? – czyli niewiadomych jest znacznie więcej
Na obecnym etapie sezonu, kiedy kształtują się składy zespołów na 2020 rok, kibiców najbardziej ekscytują roszady w teamach i plotki transferowe. Na ten moment wiemy już, że w ekipie Mercedesa pozostaje Valtteri Bottas, zespół Renault zasili Esteban Ocon, przez co niepewny zaś jest jeszcze pełen skład ekipy Red Bulla. Cały czas też zachodzimy w głowę, czy w przyszłym sezonie za kierownicą bolidu będziemy oglądać naszego Roberta Kubicę. Eksperci nie dają mu większych szans na utrzymanie się w stawce… ale wcześniej nie dawano mu też szans na powrót do F1. Oby zagrał im na nosie i tym razem.
Obstawianie końcowego zwycięstwa to nie jedyna możliwość sprawdzenia się w przewidywaniach, choć i ona – jak pokazuje historia – nie musi być prosta. Kibice z całego świata próbują odgadnąć triumfatora danego wyścigu, skład podium, zwycięzcę klasyfikacji konstruktorów, ale też np. to, czy w danym GP na torze pojawi się safety car. Biorąc pod uwagę rewolucyjne zmiany regulaminowe, które mogą w najbliższych latach wyrównać walkę między kierowcami, obstawianie wyników Formuły 1 stanie się jeszcze bardziej emocjonujące!