Kolejny dzień mojej ambitnej pracy. Kolejne próby zdobycia przewagi. Nie wychodziłem już z garażu trzecia dobę, bo wciąż patrzę na moje auto i szukam. Czasu coraz mniej, bo koniec jest już bardzo blisko….
Widząc wlot powietrza do silnika i mocno zdartą lewą oponę zastanawiam się, co łączy te dwie rzeczy. Przecież stosunkowo są one oddalone od siebie… Zatracam się w swoich rozważaniach do tego stopnia, że zaczynam rozmawiać sam ze sobą, na głos. Kiedyś wydawało mi się to dziwne ale ponoć jak ktoś rozmawia ze sobą na głos, to albo jest chory albo jest geniuszem. Więc już przestałem się tym przejmować…
“Cholera, już sam nie wiem! Niby wszystko jest na miejscu ale czegoś jest tu za mało, coś tu brakuje….” powiedziałem zrezygnowany i bardzo zmęczony a do tego przekonany, że jestem sam.
“Ja wiem czego ci brakuje” nagle usłyszałem znajomy głos.
“Co ty tutaj robisz?” odparłem na wpół przytomny i ogromnie zdziwiony. Przede mną stała … moja żona!
“Stęskniłam się, postanowiłam przyjść i dać ci to czego tak bardzo potrzebujesz” powiedziała przekonująco.
“Kochanie, jesteśmy w garażu mojego zespołu, ja jestem w pracy i szukam odpowiedzi na wiele pytań, o których ty nie masz pojęcia”
“Czyżby? długo tak będziesz stał i bablał? Przekonaj się i.. pocałuj mnie?” wyszeptała
Nie miałem wyjścia. Musiałem spróbować. Każda metoda jest dobra. Może tym razem się uda. Miłość przenosi góry. Ona, ja i mój bolid…Wszyscy razem.
“Dobrze ale szybko, bo ktoś nas tu jeszcze zobaczy” powiedziałam podchodząc do mojej ukochanej.
Stając tuż przed nią zbliżyłem twarz tak blisko, że już tylko tysięczne sekundy dzieliły nasze usta od upragnionego pocałunku. W tym momencie zamknąłem oczy i poczułem że przenoszę się gdzieś gdzie jeszcze nie byłem. Ta magia tego miejsca i bliskość kobiety spowodowała, że znalazłem się… na środku morza. Jego świetlisty lazur przepełniał mnie do tego stopnia, że dopiero po chwili zorientowałem się stoję, na statku. Kurcze, ta kobieta miała rację. Coś się dzieje! Poczułem lekki powiew powietrza i zrozumiałem. Złapaliśmy wiatr w żagle i zaczęliśmy płynąć. Coraz szybciej, wprost przed siebie, tak niewyobrażalnie szybko! Pieknie! Kadłub statku sunął po falach tak lekko a żagle chłonęły każdy skrawek wiatru. Tego mi brakowało. Już wiedziałem, że gdy osiągnę cel poznam odpowiedzi, znajdę rozwiązania i stanę się największym ze wszystkich geniuszów, jakich poznał świat. Gdy już widziałem coś w oddali, kątem oka zobaczyłem jakiś ruch wokół mojego statku. Odwróciłem się do tyłu i stwierdziłem, że nie jestem sam. Za mną znajdowały się inne statki, które szybko się do mnie zbliżały. Postanowiłem się nie zatrzymywać i skupić na celu a był już niedaleko. To była wyspa. Gdy już ją dobrze widziałem stwierdziłem, że muszę być tam pierwszy. Przed nimi wszystkimi. Wiedziałem, że tam znajduje się coś co mnie uratuje.
“Nie odbierzecie mi tego!” krzyknąłem i obrałem kurs wprost na tajemniczy ląd. To była ostatnia prosta, nie liczyło się nic więcej. Musiałem wygrać, musiałem być lepszy. Zostawiłem wszystkie statki za sobą i gdy zbliżyłem się na tyle by dostrzec brzeg wiedziałem, że wygram. Zostało tak niewiele, już widziałem jaskrawy piasek na plaży… zacząłem hamować, gdy nagle znikąd pojawiła się postać!
To był… sędzia machający niebieską flagą!
“Panie dyrektorze! co pan robi!?” usłyszałem gwałtowne wołanie i okrzyk zdziwienia.
Już nie byłem na lazurowym morzu , już nie ścigałem się z innymi statkami. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że moja twarz znajduje się kilka milimetrów od twarzy … Młodego Inżyniera!
“Co pan robi? Pan chciał mnie…po..” zaczął Młody Inżynier
“Ja? No… co ty?” przerwałem oszołomiony ale resztki mojej przyzwoitości przywoływały mnie do porządku. “Nic takiego nie chciałem! Wziąłem ciebie przypadkowo za moją żonę… ten sam akcent, te same… kolczyki. Właśnie, co ty masz na uszach?”
“Zawsze chciałem” odparł prowokująco.
“Wiesz ile to waży? Nie słyszałeś co mówił Człowiek? Ściągaj, natychmiast!” krzyczałem na młodzieńca, by przywrócić porządek naszych relacji zawodowych.
“Wiem szefie ale coś za coś. Zrezygnowałem z tej grubej tetry w majtkach, co mi ją pan polecił, zważyłem i tak: bransoleta, kolczyki i jeszcze spokojnie łańcuch się zmieści, w tej wadze…”
Spojrzałem na niego jak na młodziutkiego inżyniera i zastanowiłem się, cóż on jeszcze może wymyślić…
“Co się tutaj dzieje?” Ciarki przeszły przez mój pochylony kark, gdy to usłyszałem. To była Szefowa Legendarnego Zespołu.
“Czy mnie oczy nie mylą, czy ja dobrze widziałam? Co pan wyprawia, panie dyrektorze?!”
“…yyy.. no to pomyłka” zacząłem tłumaczyć niewyraźnie
“Tak, tak to pomyłka” wyręczył mnie Młody Inżynier.
“Chciałem powiedzieć szefowi o moich perypetiach na torze, o niebieskich flagach i dużym natężeniu ruchu, który powoduje utratę przyczepności i stabilności, co skutkuje brakiem pewności siebie, którą ja przecież tak mocno buduje przed każdym wyścigiem, pałaszując słoik powideł, bez chleba…” jak katarynka rozkręcał się Młody Inżynier.
“Dobra, już skończ! Mam tego dość! Nic się nie udaje, same klęski a ty ciągle to samo. Co ja mam znowu powiedzieć mediom?”” ryknąłem nie wytrzymując napięcia.
“Jak to co?” powiedziała Szefowa Legendarnego Zespołu “Przecież to co pan ma powiedzieć ustaliliśmy już po pierwszym wyścigu a nawet przed. To się sprawdza i jest cały czas aktualne. Radzę brać przykład z Młodego Inżyniera a wracając do tej niezręcznej sytuacji wszystko zostaje między nami… ja tego nie widziałam”
“Ale ja widziałem!” wykrzyknął, wyłaniając się zza kotary, Klon Senior.
“Won z mojego garażu!” wrzasnąłem, ku mojemu zdziwieniu, najgłośniej jak potrafiłem.
“Hola, hola dyrektorku ! Wyjdę jak uznam to za stosowne a ty lepiej się skup na swojej robocie, bo mojemu synowi już się nie chce” odpowiedział stanowczo Klon Senior i popatrzył na mnie… w ten sposób. To wystarczyło! Przypomniały mi się te wszystkie lekceważące spojrzenia, którymi obdarowywał mnie w tym sezonie Klon Senior! Przypomniało mi się kopnięcie pod stołem i czarne chmury nad nim! Moja reakcja była natychmiastowa! Opuściłem lekko głowę, wbiłem oczy w podłogę i wydukałem półgłosem. “Przepraszam, niech pan jeszcze zostanie, proszę…”
Zrobiło mi się trochę głupio a w garażu zapanowała niezręczna cisza…
“Strzałka wszystkim! “ Usłyszałem wesołe powitanie, które spadło na mnie jak promienie słoneczne, lejące się na trawnik mojego….wiecznie zacienionego ogródka. Człowiek. Nieraz zastanawiam się skąd on ma w sobie tyle radości pomimo tylu przeciwności…
“Uwaga, uwaga proszę mi zrobić troszkę miejsca, dziękuję!” Zwrócił się do nas uprzejmie parkując… swój rower.
“No, runda zrobiona. Powiedzcie chłopakom, że w pierwszym zakręcie wieje lekko z lewej, więc muszą podciąć na wejściu dwa centymetry z prawej, aby zyskać trzy centymetry na wyjściu z lewej a czwarty i piąty lecimy na szóstce..”
“Jak uciąć dwa centymetry i jak to na szóstce? Tam się da tylko na piątce” przerwał Młody Inżynier “Poza tym ty jechałeś na rowerze…” dodał flegmatycznie.
“Dla mnie, to nie ma znaczenia na czym jechałem, ważne żeby było szybko. Powtarzam, czwarty i piąty na szóstce, a jak ściągniesz to co masz w uszach, to może dasz radę.Haha” Zaśmiał się przyjacielsko Człowiek i poklepał zdumionego Młodego Inżyniera. Ten zaś wyciągnął z tornistra nożyczki i linijkę, by przygotować się do nowego, technicznego zadania…
“Chłopcy zajmijcie sie soba a ciebie Człowieku zapraszam do negocjacji!” zawołała Szefowa Legendarnego Zespołu
“Jakich negocjacji?” odparł zdziwiony Człowiek
“No wiesz, wszyscy o tym mówią…”
“O czym? “ zapytał ponownie.
“Kto dostanie twoją walizkę i powiem ci, że ja bym chciała zobaczyć ile w niej jest”
“No dobrze możemy pogadać ale ja nie mam za dużo czasu, honorową wizytę mam” odparł Człowiek.
“Załatwimy to szybko. Powiedz mi ile to ty masz tych talentów, tak naprawdę… w tej walizce”
“Talenty? W walizce?” odparł, coraz bardziej zdziwiony.
“Tak,tak, tak!” wykrzyknęła Szefowa Legendarnego Zespołu przybierając dość dziwna postawę, rozciągając przy tym nerwowo rękawy swojego swetra.
“”Ile?Ile? Dziesięć milionów, dwadzieścia milionów? Najważniejsze są talenty!”- krzyczała podskakując radośnie jak mała dziewczynka, która zobaczyła po raz pierwszy w życiu prezenty pod choinka, myśląc, że wszystkie są dla niej…
Człowiek popatrzył zdziwiony na Szefowa Legendarnego Zespołu i gdy już miał odpowiedzieć, zaczął się śmiać.
“Co ci tak wesoło Człowieku, nie chcesz negocjować?” zapytała zdenerwowana.
“Spokojnie, po co te nerwy. Skoro jest mi wesoło, to musi to pani dać do myślenia a na negocjacje to mi już czasu brakuje” uciął poważnie. ”Muszę już jechać, Wymarzony Kombinezon przymierzać…” dodał.
“A nasz ci się nie podoba?”
“Nie jest najgorszy ale trzeba by go… wyprać, bo poplamiony jakiś, żegnam ”odpowiedział Człowiek.
“Zostań, ja muszę zdecydować i nie wiem co wybrać. Ciężką wspinaczkę pod górę, czy zjazd na jabłuszku?” błagała, płaczącym głosem.
“Mogę to zrobić za panią. Ja nie zastanawiałbym się nawet jednej dziesiątej sekundy!” zaśmiał się Człowiek, ale widząc zaskoczoną minę Szefowej dodał “Nie, no żartuje. Pani robi swoje a ja swoje. Róbmy to lepiej po cichu a później zaskoczymy wszystkich wynikiem” odpowiedział , uśmiechając się tajemniczo.
Wsiadł na swój rower i odjechał a ja nawet wybiegłem za nim by zapytać jaki to kombinezon jedzie przymierzać … ale było za późno.
“Pse pana, pse pana!” poczułem szarpnięcie za nogawkę spodni. Przede mną stał mały chłopczyk.
“Pse pana, ja chciałem autkiem pojeździć. Tata mówi, że mam talenty!”
“To dobrze się składa, synku. Widzisz tą kolejkę przed naszym garażem? Musisz tam poczekać “ zachęciłem malca ciesząc się w duchu z kolejnego klienta.
Chłopczyk podbiegł do kolejki a ja zostałem przed garażem, by podziwiać jej wielkość. Byłem dumny z jej ogromu, byłem dumny z Szefowej tego Legendarnego Zespołu! Ona wie co dla nas najlepsze. To przysłania moje porażki i powoduje, że od razu chce mi się lepiej pracować… Auć! Moje poczucie wielkości przerwał mocny kuksaniec, który otrzymałem pod żebro. W pierwszej chwili pomyślałem, że to znowu Klon Senior mnie leje, ale gdy się odwróciłem zobaczyłem… Imperatora Wszechczasów!
Wystraszył mnie jakbym ducha zobaczył ale siła uderzenia przypomniała mi, że to jednak nie była zjawa. Stał przede mną, zdenerwowany. Jego oczy patrzące na mnie przez okulary i te jego siwe rozczochrane włosy, przypomniały mi dawne, poukładane przez niego czasy. Pomimo, naszego podobnego wzrostu wydawał mi się być… ogromnym. Zawsze tak było.
“Co ty wyprawiasz?!” zapytał krótko.
“No co? Dumny jestem!” odpowiedziałem… trzymając się za lewy, bolący bok.
“Jaja sobie tu robicie. Co wy zrobiliście z mojej areny?! Tak was wychowałem, taką drogę pokazałem?” zapytał dociekliwie.
“No co?” odpowiedziałem ponownie “Za pana czasów liczyły się, te…no, talenty. Teraz też tylko, że my ich ciągle szukamy ”
“U mnie, liczba talentów zawsze się zgadzała, a wy wszyscy poddajecie się bez walki” Popatrz, nawet nikt nie potrafi powstrzymać tego, Pięciokrotnego”
“Eee panie, do tego to trzeba Nadczłowieka, nikt nie ma takiej siły” machnąłem zrezygnowany ręką.
“Nadczłowieka powiadasz?” zmarszczył brwi Imperator Wszechczasów.
”To opowiem ci pewną historię. Prawdziwą, na pewno ją pokochasz. To historia o Pięciokrotnym i … Człowieku. To było dawno temu, kiedy obaj byli młodzieńcami. Pięciokrotny miał wszystko. Dwadzieścia silników, stos nowiutkich opon, naklejki na spodniach, kurtce i czole. Miał piękny, kosztownie wymalowany kask. Człowiek miał jeden silnik, nie miał naklejek a żeby mieć czarne, nowe opony nosił…stary, biały kask. Nadszedł czas próby, bo na starcie był tuż przed Pięciokrotnym…”
“Wiem chyba, co dalej się stało! Człowiek mimo, że nie miał za lekko był szybki i załatwił Pięciokrotnego ..” przerwałem
“Mylisz się, tym razem tak nie było. Na Pięciokrotnego, szybkość by nie wystarczyła, on był… wolny, bardzo wolny” odpowiedział tajemniczo Imperator Wszechczasów.
“Jak to ? Człowiek? To niemożliwe!” nie ukrywałem zdziwienia.
“Tak. Tuż przed startem, pojechał tak niewyobrażalnie wolno, że tłoki w jego silniku pracowały tak ospale, aź wał korbowy zapadał się niemal w sen zimowy a olej zastygał z braku ciśnienia i temperatury. Gaźnik błagał o kolejna kroplę benzyny a Człowiek tylko muskał stopą pedał gazu, jednocześnie hamując i niemal zatrzymując się w miejscu. Motor jednak wytrzymał i zachował moc! Pięciokrotny, jadąc za Człowiekiem zdławił swój silnik jak resztkę tlącej się świeczki, nakrytej słoikiem po musztardzie. Nigdy nie umiał tak wolno jeździć. Nikt tego nie potrafił”
“ Oj! Takiej rzeczy może dokonać tylko… Nadczło…” przerwałem przerażony, zatykając usta dłonią,
“Dobrze! Nie przerywaj, nie przerywaj. Wyduś to z siebie!” krzyknął Imperator Wszechczasów.
Ja jednak nie potrafiłem tego zrobić. Chciałem bardzo, by ta rozmowa się już skończyła…
“Ja nie mogę tego powiedzieć” jęczałem błagalnie. ”Zostaw mnie, jestem bezsilny”.
Imperator Wszechczasów był jednak bezlitosny. Wymierzył mi następnego kuksańca, tym razem w prawy bok i ryknął z całej siły do ucha:
“Kurwa! Obudźcie się ! Niech wyjdzie z was Człowiek! Moc nie bierze się znikąd!”.