Przysłowia mają to do siebie, że zawsze można dopasować jakieś do aktualnej sytuacji. I tak jest obecnie z tym, co dzieje się z Robertem Kubicą i Williamsem. Niektórym obecna sytuacja bardzo przypomina rok ubiegły, inni nadal wierzą, że będzie inaczej. Sytuacja identyczna nie jest i na pewno identycznie się nie skończy. Jeżeli Robert nie zostanie kierowcą Williamsa, to otworzy się dla niego droga do startów w innej serii, przy jednoczesnym zachowaniu kontaktu z Formułą 1. I to mocnego kontaktu. Kto nadal jest rywalem Kubicy?
Czy to gra?
Niektórzy uważają, że teksty pisane przez Roberto Chinchero, ktory uaktywnił się w sprawie Roberta i Williamsa w miniony weekend po długiej przerwie, to gra, mająca na celu wymuszenie czegoś na Williamsie i postawienie zespołu w trudnej sytuacji medialnej.
Cóż, nigdy nie byłem zwolennikiem takich teorii spiskowych i jestem dalej niż bliżej wierzenia w nią, szczególnie że nie posądzam Roberta Kubicy o chęć takich gierek. Załóżmy jednak, że dam się ponieść wodzom fantazji i przyjmę, że rzeczywiście Roberty coś uknuły.
Powiedzmy sobie szczerze – plotki o kandydaturze Gutierreza nie są dla Williamsa powodem do dumy. O tym, że jest on mocno przeciętnym kierowcą już pisałem. Jeżeli zostałby wybrany, to wielu uznałoby taką decyzję Williamsa za irracjonalną w momencie, gdy mieli wśród kandydatów Estebana Ocona czy Roberta Kubicę. Trudno mi też sobie wyobrazić aby Gutierrez nagle zyskał budżet porównywalny z Sirotkinem, bo chyba tylko to mogłoby skłonić Williamsa do zatrudnienia go. Sponsor, który poprzednio go wspierał, jest obecnie w Force India więc czy zdecyduje się na wspieranie dwóch zespołów? A może Esteban znalazł inną firmę, stojącą za jego kandydaturą?
Williams już wydawał się wychodzić na medialną prostą i zyskiwać sympatię kibiców. Patrząc globalnie, duety Russell – Kubica lub Russell – Ocon nie byłyby postrzegane jako duety pay-driverów, a raczej jako wskazanie na dwóch mocnych kierowców, mających szanse odwrócić negatywny trend zespołu. Wybór Gutierreza zniszczyłby to wrażenie. Z drugiej strony, czy Williamsowi tak na nim zależy…
Jednocześnie takie teksty, jakie Chinchero opublikował w weekend, sprawiają, że rośnie presja na podjęcie jak najszybszej decyzji przez Williamsa. Ekipa jest jednak mocno oporna w tym względzie.
Ważnym pytaniem jest, czy Williams już projektował sobie w przyszłorocznym budżecie pieniądze od Rich Energy i na tej podstawie mógł sobie pozwolić na „szukanie” kierowcy z minejszym budżetem niż Sirotkin. Bo jeżeli tak, to teraz znów mają problem i muszą urządzać licytację, do której chce włączyć się Gutierrez, a w której znów może zacząć się liczyć Sirotkin.
Ferrari
Zdaję sobie sprawę, że dla wielu zobaczenie Roberta w czerwonym kombinezonie – nawet tylko przy okazji ogłaszania go w nowej roli – jest swego rodzaju marzeniem. Mi wystarczy świadomość, że Kubica – gdyby nie wypadek – byłby już kierowcą tej ekipy. Ale – przy braku angażu w Williamsie – rolę kierowcy symulatora w Ferrari przyjmę bardzo chcętnie. Oczywiście, chciałoby się, aby Kubica mógł w Ferrari pełnić tę samą rolę, co teraz w Williamsie, jednak ma to i złe strony – zapewne kolidowałoby ze startami w innej serii.
A chyba wszyscy chcemy zobaczyć już Roberta na polach startowych, walczącego o pozycje. Bo ta walka i dobre wyniki w niej – nawet w innej serii – mogą sprawić, że Robert będzie bliżej do powrotu do F1, np. w 2020 roku. O ile oczywiście będzie jeszcze tą serią zainteresowany.
Ferrari to 3 zespoły w Formule 1 – oprócz głównego jeszce Haas i Sauber i w nich również mogą otworzyć się pewne szanse, choć nie chcę wybiegać tak daleko w przyszłość i kreślić scenariuszy. Najpierw niech odpadną inne opcje, na których realizację wciąż liczymy.
Czekamy
W tym roku liczyliśmy na powrót Roberta. Mamy powrót Danila i może powrót Estebana. Powroty w F1 zdarzają się zatem i są możliwe. Trzeba tylko znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie.
Robert mówi, że ma już ułożone w głowie wszystkie warianty. I to powinno nas cieszyć. Gdy inni podejmą swoje decyzje, Robert ogłosi swoje plany i myślę, że nie będziemy mieli powodów do smutku. Nawet jeżeli nie uda się osiągnąć głównego celu.