Formuła 1 i generalnie motorsport to bardzo specyficzne sporty, w których do sukcesu potrzebne jest nie tylko idealne współgranie człowieka i maszyny, ale również ich niezawodność. Faworytów w Formule 1 – nawet gdy jeden zespół wyraźnie dominuje – nie da się wskazać z taką pewnością jak w innych dyscyplinach. I właśnie to, że motorsport bywa zupełnie nieprzewidywalny, czyni go tak pięknym.
Jasne, tę nieprzewidywalność można wykorzystać, na przykład dobrze obstawiając. Wystarczy choćby dowiedzieć się, jak działa kod promocyjny STS? a potem zagrać. Ale trzeba pamiętać, że to zabawa dla dużych chłopców i zazwyczaj w motorsporcie nie ma półśrodków. Albo ciśniesz na maksa i masz wszystko, albo przesadzasz i kończysz z niczym.
Wielokrotnie widzieliśmy już w sporcie sensacje – wyniki, które nie miały prawa się zdarzyć. Nie raz przecieraliśmy oczy ze zdumienia po wpadkach faworytów. Nie inaczej było w F1, gdzie do sensacji dochodziło w przeszłości dość często.
Aby w F1 zdarzył się nieprzewidywalny wynik, potrzeba wystąpienia jednego z kilku czynników. Pierwszym z nich jest błąd ludzki. Mówi się, że w motorsporcie każdy – nawet najmniejszy – błąd, może kosztować przegraną. Wystarczy minimalne otarcie bandy w Monako, delikatny wyjazd na mniej przyczepną trawę czy przestrzelenie punktu hamowania i już mamy do czynienia z sytuacją mogącą na przykład zakończyć wyścig, a zatem sprawić, że ten, który prowadził, będzie ostatni. W innych dyscyplinach trudniej jest spaść z nieba do piekła. Lider popełniający błąd, straci kilka pozycji. W F1 często te błędy oznaczają brak zdobyczy puktowej.
Innym czynnikiem jest pogoda. Oczywiście, jest ona ściśle skorelowana z tym, co robi kierowca. Nie mniej ulewy nad torem potrafią nie tylko doprowadzić do katastrofalnych błędów, ale też na przykład sprawić, że inni lepiej wykorzystają te trudne warunki, na przykład lepszą taktyką.
Ale chyba największą nieprzewidywalność wprowadza owa „maszyna”, z którą musi współgrać kierowca. Widywaliśmy – i to całkiem niedawno – przypadki, gdy po 24 godzinach jazdy na ostatnim okrążeniu psuł się zwycięski samochód. Awarie to przykry urok motorsportu i na pewnym etapie dotykają one wszystkich – czasem bardziej, a czasem mniej boleśnie. W większości przypadków nie da się im zapobiec. Kierowca może jechać nieco inaczej by zmniejszyć ich ryzyko, ale nigdy nie da się go wyeliminować. Kierowca zawsze będzie drżał o to, czy nie zepsuje się silnik, czy hamulce dobrze zatrzymają auto, czy nie zostanie przebita opona. Umiejętność niemyślenia o tym strachu to podstawa do osiągania dobrych wyników.
Piękno motorsportu ma kilka twarzy, a jedną z nich jest z pewnością owa niepewność o wynik do ostatnich minut rywalizacji. Dlatego zawsze warto walczyć do końca i wiedzieć, że wszystko może się zdarzyć.