Pomysł na ten artykuł powstał w mojej głowie już dawno temu, ale nie potrafiłem do końca ubrać tych myśli w słowa. Jednak po odsłuchaniu niesamowitego wywiadu z Robertem Kubicą w podcascie F1 „Beyond the grid” postanowiłem nie czekać dłużej. Skoro sam Robert zaczął otwarcie wyrażać swoje emocje, to pora i na mnie. Kubica zmienia się na naszych oczach i z bardzo skrytego, niemówiącego nigdy o prywatnych odczuciach człowieka, zaczyna krok po kroku odkrywać rąbek tajemnicy. Opowiada o szczegółach swojego życia, które były tylko naszymi domysłami przez długie lata. Czapki z głów za charakter i za sposób w jaki przekazuje nam kolejne informacje o tym, co działo się w jego głowie przed i po pamiętnym wypadku z 2011 roku. Nikt nie opowie tej historii lepiej jak On sam!
Jak wielu z Was obserwuję rozwój kariery sportowej Kubicy od lat 90-tych, od czasów, kiedy startował w kartingu. Jako człowiek, który ma świra na punkcie Formuły 1, samochodów i motorsportu, od najmłodszych lat czytałem wszelką dostępną prase motoryzacyjną. A w niej pojawiały się co jakiś czas wzmianki o kolejnych sukcesach młodego chłopaka z Polski, który miał niesamowity talent i rokował nadzieję na przyszłość. Potem obejrzałem pamiętny wywiad Kurzajewskiego w Wizji TV, przeprowadzony pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie z czternastoletnim wtedy Robertem, kiedy jeszcze mylił jego imię. Wtedy padła sugestia od Marcina Kwiatkowskiego, że Kubica ma szansę na dostanie się w przyszłości do Królowej Motorsportu… Wyobrażając sobie w jakimś pięknym śnie sytuację, w której Robert będzie mógł jechać koło w koło z takimi kierowcami jak Alonso czy Schumacher, trzymałem mocno kciuki za jego dobre występy. To był haczyk, który połknąłem tamtego dnia i z biegiem lat tylko wbił sie głębiej! Wiadomo w tamtych czasach w telewizji na próżno było szukać wielu relacji z jakichkolwiek wyścigów, o F1 nie wspominajac. Pozostało więc szukanie kolejnych wzmianek w gazetach i czekanie… A potem z wypiekami na twarzy oglądałem relacje z ulicznego toru w Makau, gdzie Robert pokazywał swój niesamowity talent, objeżdżając zawodników, którzy potem stali się gwiazdami F1 i innych serii wyścigowych. A gdy wygrał World Series by Renault i dostał szansę na testy w bolidzie Formuły 1 sprawy nabrały takiego rozpędu, że delikatnie czuć było w powietrzu, że nasz polski kierowca, rodzynek być może siedzi już w bolidzie, ma zapięte pasy i podąża do motoryzacyjnego raju.
Ten upragniony dzień nadszedł w 2006 roku i po pamiętnym debiucie Roberta w barwach BMW Sauber nastąpił kolejny etap kibicowania. Z racji, że ostatnich kilkanascie lat spędziłem poza granicami kraju przyznam Wam, że nie dotarła do mnie fala Kubicomanii. Niewiele miałem okazji, by oglądać relacje z kolejnych wyścigów w Polsacie, za to bacznie śledziłem F1 z komentarzem legendarnego Murraya Walkera i wtedy jego „ucznia” i mentalnego spadkobiercy Martina Brundle. Ci ludzie równie miło, ale i fachowo wypowiadali się o Robercie i zawsze mieli do niego wielki szacunek. Co za radość była w serduchu, gdy można było usiąść w weekend wyścigowy przed telewizorem i patrzeć na to co wyrabia ten niesamowity kierowca! Ta naturalna prędkość, te manewry wyprzedzania, ale jednocześnie czuło się niedosyt w postaci sprzętu, jaki miał do dyspozycji, czy raziła polityka zespołu w którym występował. I zadawałem sobie pytanie: czy Robert kiedykolwiek dostanie szansę jazdy w topowym teamie, w bolidzie, który umożliwi mu walkę o mistrzostwo? Z zazdrością patrzyłem na zaplecze i wsparcie, jakie mieli wtedy jego rywale z kartingu Lewis czy Nico. Trzymałem więc kciuki za to, by On również wygrał kolejny los na loterii!!
Po niesamowitym w wykonaniu Roberta sezonie 2010, pamiętne wystepy w Monako czy Singapurze, już nie mogłem się doczekać sezonu 2011, a na pulpicie komputera widniało zdjęcie czarno-złotego bolidu Kubicy, w którym miał powoli wjeżdzać na szczyt motoryzacyjnych marzeń… Apetyt zaostrzyły jakże udane i obiecujące zimowe testy w Walencji. I ten piękny sen przerwał niespodziewanie jego wypadek na rajdzie Ronde di Andora! 6 lutego 2011. Ten dzień zapamiętam jako jeden z najsmutniejszych w moim dotychczasowym życiu… Tego poranka dowiedziałem się, że na zawsze odszedł jeden z moich ulubionych muzyków Gary Moore, a Robert brał udział w wypadku podczas rajdu. Nie potrafie opisać słowami, jaki wtedy byłem smutny i przybity! Cały dzień spędziłem na wertowaniu internetu w poszukiwaniu wszelkich informacji o stanie zdrowia Kubicy i analizie tego, co się właściwie stało. Powoli docierało do mnie, że w tym momencie nie chodzi już o krótka przerwę w ściganiu, a o to, że Robert walczy o życie i że plany udziału w sezonie 2011 i każdym nastepnym stoją pod wielkim znakiem zapytania! Po kilku dniach, gdy już wiadomo było, że Kubica wygrał batalię o najważniejszy cel, pojawiło się we mnie dodatkowo jeszcze jedno uczucie, z którym muszę się z Wami podzielić, by sam „rozliczyć przeszłość” i iść dalej. Byłem w tamtym momencie niesamowicie zły na niego, że w tak nieodpowiedzialny sposób zaprzepaścił swoją szansę. Uwielbiam widzieć dookoła pozytywną energię i czułem, że w tym wypadku zarówno ja jak i inni kibice straciliśmy mnóstwo potencjalnej radości, dodatkowych cudownych emocji związanych z kibicowaniem Robertowi w F1, a w zamian za to przyszedł smutek i niepewność jutra. Straciliśmy na moment nadzieję…
I potem nastąpił fenomen, który trwa do dzisiaj! Nie tylko Robert podniósł się z dna, ale dzięki ogromnej sile charakteru pnie się z powrotem po drabinie sukcesu, widząc już na horyzoncie cel, do którego tak uparcie dąży. Jeśli pomyślę jak potencjalny Kowalski zachowałby się w sytuacji, w jakiej był po wypadku Kubica, to jestem pewien, że 95 na 100 poddałoby się i nigdy nie podniosło. Nie mam pojęcia, w jaki sposób udało się to właśnie Jemu, ale oprócz wcześniejszych „magnesów”, którymi przyciągnął mnie w momencie, gdy łykałem haczyk zwany Kubicowaniem, to dodatkowo po tym jak postępuje od tamtego momentu kibicuję mu milion razy bardziej! Śledzę jego poczynania i dopinguję Go z całego serducha właśnie za to, że jest dla mnie wzorem do naśladowania. Zdaje się, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych! Podziwiam siłę charakteru, skromność i naturalność. To prawdziwy kierowca pokroju Jima Clarka czy Ayrtona Senny, którego nie interesuje nic innego oprócz ścigania się. Jest to bardzo rzadki przypadek w dzisiejszych czasach i należy mu się ode mnie wielki szacun, za to kim jest i jak radzi sobie z problemami, które napotkał na swojej drodze. Mając okazję rozmawiać z Nim wielokrotnie tylko utwierdziłem się w przekonaniu, jak bardzo prawdziwy jest to facet. Życzę mu spełnienia najskrytszych motoryzacyjnych marzeń i mam nadzieję, że jeszcze zobaczę Go pewnego dnia całego w czerwieni, wsiadającego do bolidu Ferrari podczas Grand Prix Formuły 1!
A na koniec napiszę, że trochę jak człowiek starej daty do zeszłego roku nie miałem odwagi i chęci wyrażać swoich opinii poprzez internet. Jednak pierwsze osobiste spotkanie Roberta dało mi wiele do myślenia i zmieniłem to podejście o 180 stopni. A gdy na swojej drodze spotkałem innych niesamowitych, zarażonych tą chorobą Kubiców, poczułem, że nie jestem sam, i piękne jest też to, że stałem się tym bardziej częścią społeczności, która dokłada swoją cegiełke do powrotu Roberta w jego naturalny świat – do ścigania się w Królowej Motorsportu. A wisienką na torcie dla mnie jest wspólna wyprawa z Markiem na GP Austrii i osobisty kontakt z nim, jak i z wieloma innymi Kubicami, o czym niedawno mogliście poczytać. I co mnie zdumiewa, to fakt, że każdy z nas ma własne, indywidualne, rzekłbym bardzo osobiste podejście do Roberta Kubicy, jak i do powodów, dla których mu kibicuje.
Ten artykuł powstał więc również po to, by zapytać Was wszystkich o powody, dla których kibicujecie Robertowi. Myśle, że skoro on się otwiera coraz bardziej, to pora i na nas! Chciałbym więc w komentarzach pod artykułem poczytać, co przyciągnęło Was do obserwowania jego historii i co jest dla Was najważniejszą cechą u Roberta Kubicy, która Wam imponuje. Jeśli kiedyś Robert będzie miał okazję te wpisy przeczytać, to pomimo iż wiem jak twardy jest to facet, mam cichą nadzieję, że też uroni łezkę bądź dwie tak jak my wszyscy, słuchając jego ostatniego wywiadu!
Forza Kubica!
Mr Petrolhead
Aktualizacja
Robert w najbliższy weekend będzie ambasadorem Martini podczas Goodwood Festival of Speed – potwierdził to dziś na Twitterze Williams. Kubica jest już w Wielkiej Brytanii, gdzie odwiedził tor kartingowy Forest Edge.