Za nami bardzo dobry wyścig o Grand Prix Wielkiej Brytanii – i to nawet bez opadów deszczu. Sprawił on, że Sebastian Vettel i Ferrari powiększyli przewagę w klasyfikacjach generalnych. Wróciły w nim również w wielu przypadkach demony początku sezonu. Jak podsumowują tę rywalizację członkowie Williamsa? Szczególnie ciekawa jest wypowiedź Lance`a Strolla.
Wypowiedzi
Williams zakończył Grand Prix Wielkiej Brytanii godnie. Pomogły w tym samochody bezpieczeństwa. 13. i 14. miejsce można uznać, za przyzwoite, ale nadal są w bardzo marnym punkcie i nic nie zapowiada tego, by z niego wyszli. Jedynym pocieszenie wydaje się fakt, że wrócili do 10-tki… najszybszych pit-stopów.
„Nie byliśmy w dobrej sytuacji przystępując do wyścigu o Grand Prix Wielkiej Brytanii z dwoma samochodami startującymi z pit-lane. Niewielu z nas w zespole było świadkami startu jednego auta, nie mówiąc o dwóch więc było to nowe doświadczenie, wymagające szczególnej logistyki, choćby w przypadku czasu potrzebnego do startu. Oba samochody wystartowały czysto, ścigając stawkę zgodnie z naszym planem. Sergey miał krótszy stint na oponach miękkich, a Lance był na dłuższym wyjeździe z oponami pośrednimi. Plan został zakłócony przez dwa samochody bezpieczeństwa, ale zdecydowaliśmy by go kontynuować. Podczas drugiej neutralizacji, daliśmy Sergeyowi wybór czy chce drugi komplet miękkich opon, gdyż narzekał na wibracje, ale zdecydował się zostać i walczyć z Lance`m, ale ostatecznie stracił to miejsce po restarcie. Zespół i kierowcy wykonali dobrą robotę, ale ponownie nie byliśmy w pozycji, w której chcieliśmy być” – podsumował wyścig Paddy Lowe.
„Na starcie było blisko zderzenia, szczególnie dla Sergeya, który startował przede mną. To było inne doświadczenie. Myślę, że miałem pecha w wyścigu, który mógłby skończyć się znacznie lepiej, gdyż zjechałem na 31. kółku, okrążenie przed wyjazdem samochodu bezpieczeństwa. Stało się to po tym, jak wykonałem dobry stint na twardszej mieszance. Gdybym zjechał okrążenie później, zapewne zyskałbym czas i moglibyśmy finiszować w punktach. Tak czy siak to kwestia szczęścia w motorsporcie i ślepego trafu. Widziałem przed sobą niedaleko inne samochody więc to było dobre” – powiedział Lance Stroll.
„To był bolesny wyścig. W pierwszej połowie to nie wyglądało źle. Myślę, że mieliśmy rozsądne zarządzenie oponami na komplecie kwalifikacyjnym. Nadal jednak brakowało nam tempa, choć mieliśmy wszystko pod kontrolą. Dość późno zjechałem na pit-stop, licząc że będę miał dobry drugi stint, ale później było kilka niebieskich flag i samochód bezpieczeństwa sprawił, że mieliśmy trudności z oponami. Później miałem tylko twardszą mieszankę, a kierowcy przede mną byli na miękkiej i cieplejszej. Koniec końców, to było bardzo rozczarowujące” – dodał Sergey Sirotkin.
Hamilton
Zacznijmy od początku. Wystartował słabo (o tym niżej), został uderzony przez Raikkonena, ale później… rewelacja. Filmik z tego, jak odrabiał kolejne miejsca już jest szykowany i będzie viralem. Radził sobie z kolejnymi rywalami tak, jak kiedyś w niższej serii w Turcji. To było rewelacyjne, nawet biorąc pod uwagę przewagę sprzętu, jaką miał.
Co do tego, jak zachowywał się na mecie… Był nastawony na zwycięstwo miał prawo być zdenerwowany, ale z pewnością przesadził TO jest jednak ściganie. Kiedyś wielcy mistrzowie dawali rywalowi, który ich wypchął „po mordzie”. Teraz nie chcą przy nich udzielać wywiadu.
Słusznie jednak został wybrany kierowcą wyścigu – wykonał znakomitą robotę.
Start
Mercedes od kilku lat słabo startuje. W tym sezonie wyjątkowo słabo. I jeżeli tego nie poprawią, to te tysięczne przewagi w kwalifikacjach będą bezużyteczne. Ferrari jest bardzo szybkie i startuje tak dobrze, że nawet Kimi Raikkonen jest w stanie wyprzedzać Hamiltona na pierwszych metrach.
Ferrari jest naprawdę szybkie i jeżeli chcą mieć szansę na walkę z Mercedesem o tytuły, to teraz muszą im odjechać na dystans jednego wyścigu. Muszą się przecież liczyć z karami za wymianę jednostek napędowych, gdyż w znacznie lepszej sytuacji jest tu Mercedes.
Walka zapowiada się jednak bardzo ekscytująco i cieszę się z takich wyników w Wielkiej Brytanii, bo sprawia, że emocje w kolejnych wyścigach będą jeszcze większe.
Nie ma wątpliwości, że walka ta rozegra się między Hamiltonem i Vettelem. To oni są liderami swoich ekip i wygląda na to, że bardziej Vettelowi pomaga Raikkonen niż Hamiltonowi Bottas.
Oczywiście, młodszy z Finów ma pecha w tym sezonie, ale mimo wszystko dziś skończył za Hamiltonem (wczoraj był 0,3 sekundy z tyłu), a przecież po pierwszym kółku mógł zjechać na pit-stop, a i tak wyjechałby przed Lewisem.
Wiecznie coś
Valtteri staje się panem „wiecznie coś”, których mamy kilku już w Formule 1. A smucę się tym, bo gdy Nico Rosberg zdecydował się zakończyć karierę, tego samego dnia napisałem, że chciałbym, aby zastąpił go właśnie Bottas. Liczyłem, że będzie pokazywał moc. Niestety, wygląda na to, że będzie „tylko” solidnym numerem 2 dopóki Lewis nie zakończy kariery.
Innym panem „wiecznie coś” jest choćby Romain Grosjean, który po raz kolejny (drugi w ten weekend) skończył na bandzie. Podobnie jak Max Verstappen zresztą. O nim jednak niżej. W nazywaniu kogoś „pan wiecznie coś” nie oznacza, że obwiniam ich za wszystkie incydenty czy awarie, ale zwracam jedynie uwagę na fakt, że w sporcie niestety potrzebne jest szczęście. I niektórzy je mają, a inni nie. Zdejmując z tego mistykę, znajdują się oni w złym miejscu i w złym czasie. I jeżeli sami nie popełnią błędu, to ktoś sprawi, że zaliczą niepowodzenie.
Takim kierowcą był od wyścigu o Grand Prix Brazylii 2008 Felipe Massa, takim jest jeżeli chodzi o wybory zespołów Fernando Alonso, takim (a jednocześnie wyjątkowo wolnym) kierowcą jest Brendon Hartley, takim jest też Valtteri Bottas i niestety Max Verstappen, choć ten ostatni miewa genialne przebłyski.
Demony
Oj, mocno wróciły one podczas tego weekendu. Williams znów nie wiedział, co dzieje się z ich autem, Romain Grosjean znów wypadł z toru (dwukrotnie), podobnie Max Verstappen. O nich mówiło się bardzo dużo na początku sezonu i teraz te demony wróciy, tak samo jak agresywny Kevin Magnussen, który zaszedł za skórę dwukrotnie Fernando Alonso.
Kolejnym demonem początku sezonu, który się objawił było niedokręcone koło – tym razem dotknęło to Chalresa Leclerca, który pewnie zmierzał po kolejne punkty.
W przypadku Verstappena to zapewne jednak wypadek przy pracy i liczę na to, że szybko wróci do zdobywania podiów.