Williams utknął. A biorąc pod uwagę postępy robione przez rywali ekipy z Grove, można powiedzieć nawet, że stojąc w miejscu, cofa się. Rozwiązanie, które może radykalnie poprawić osiągi bolidu Sergeya Sirotkina i Lance Strolla spodziewane jest dopiero za dwa miesiące. Pozornie mały błąd spowodował, że atmosfera w ekipie się zagęszcza. A to z kolei pociąga za sobą inne trudności.
Bolid
O tym, jak słabe jest auto Williamsa mogliśmy się boleśnie przekonać w miniony weekend. Tak, jak wskazywał Robert, to ono kierowało zawodnikami, a nie oni nim. Trzeba przyznać, że zespołowi udało się poprawić samochód w trakcie weekendu – na tyle, że Lance Stroll wykręcił w wyścigu czas lepszy od wyniku obu kierowców Saubera (gorsi byli również Stoffel Vandoorne i Esteban Ocon, ale oni nie mieli możliwości jazdy z niemal pustym bakiem). Sirotkin miał najgorszy czas, aż 6 dziesiątych sekundy za swoim kolegą z zespołu. Nie mniej Williams jest chyba “nowym Sauberem” i to oni będą teraz murowanymi kandydatami do dwóch ostatnich miejsc w kwalifikacjach.
Weekend w Barcelonie przyniósł nam wyjaśnienie głównego powodu takiego stanu rzeczy. Co by Williams nie robił z przodu auta, zostanie to zniweczone przez aerodynamikę tyłu. Zdradził to Alex Wurz, który powiedział, że problemy zaczynają się na wysokości dyfuzora, gdzie bolid traci przyczepność i łapie ją znów w losowych momentach. I takim samochodem nie da się cisnąć na maksa. Gdy masz słabszy silnik, możesz próbować nieco nadrobić jazdą w zakrętach. W tym przypadku pewność siebie za kółkiem spada drastycznie, szczególnie gdy jesteś młody i musisz udowodnić, że zasługujesz na miejsce w F1. Dzwon w takiej sytuacji nie jest dobrym rozwiązaniem.
Jeszcze ciekawsza jest przyczyna tych problemów, którą prawdopodobnie był błąd oprogramowania lub symulacji. Jest to tak poważna sprawa, że Williams zdecydował się na zbudowanie od nowa pakietu aerodynamicznego, ale będzie od testowany najwcześniej na Węgrzech. I nie mogę doczekać się już tych zmian, bo jeżeli rzeczywiście takie są powody słabej formy Williamsa, to ich wyeliminowanie może dać nawet ponad 2 sekundy natychmiastowej poprawy czasów. Paddy Lowe powinien stworzyć naprawdę niezłe auto. No chyba, że znów wkradnie się błąd w oprogramowaniu…
Kierowcy
Jak być może zauważyli ci, którzy od dłuższego czasu odwiedzają bloga, staram się zazwyczaj być obiektywnym, choć sympatia do talentu Roberta czasem może mieć wpływ na moje postrzeganie pewnych rzeczy. W tym duchu mówiłem Wam na początku sezonu i przed nim, że Sergey to niezły kierowca i będzie “lał” Strolla. Teraz chyba dojrzałem do tego, by wycofać się z tych słów. Bo Stroll – mimo trzech wypadnięć w żwir w piątek i sobotę – pojechał naprawdę dobry wyścig. O niebo lepszy od Sirotkina. I taka jego forma może być pewnym problemem dla Williamsa. Inne będące w dużej potrzebie finansowej zespoły (w tym momencie chyba tylko Force India) mogą chcieć u siebie kierowcę, który potrafi odnaleźć się w wyścigu, a do tego wnieść budżet w wysokości 20 mln euro. I sam się sobie dziwię, że to piszę.
Ta sytuacja pokazuje, jak ważne jest w Formule 1 doświadczenie i jak wielkimi kozakami są ci, którzy potrafią do niej wejść i od razu ogarniać całość – być szybkim, unikać głupich błędów i radzić sobie z trudnym autem.
Nie chcę się tu znęcać nad kierowcami Williamsa. Wiemy, że asami nie są. Dodatkowo na Sirotkinie rośnie presja. I można było to zauważyć na pierwszym okrążeniu Grand Prix Hiszpanii. Sergey wjeżdżając w chmurę dymu z opon Romaina Grosjeana, zwolnił praktycznie do zera. Tak bardzo bał się jakiegokolwiek uszkodzenia auta, że nie myślał o wykorzystaniu zamieszania tylko o tym, by nie popełnić błędu. W efekcie tego stawka odjechała mu na kilkanaście sekund. Oczywiście, mógł pomyśleć szybko, że i tak będzie samochód bezpieczeństwa więc może zwolnić bo i tak nadrobi stracony czas podczas neutralizacji.
Do tego wciąż zastanawia mnie postawa zawodników, którzy czasem wyglądają jakby byli w F1 za karę. Oczywiście, jazda tak słabym i nieprzewidywalnym bolidem nie należy do przyjemności, ale jednocześnie czyż nie po to pracowali całe dotychczasowe życie żeby być gdzie są? Słuchając Sirotkina i Strolla nie widać determinacji, pasji i motywacji, a jedynie rezygnację i rzcucanie winy na innych. Oczywiście, nie ma co wychodzić z uśmiechniętą miną i zapewniać, że wszystko jest cudownie, ale nieco więcej pozytywnego podejścia byłoby wskazane.
Komunikacja
Nie wiem ja Wy, ale ja byłem bardzo mocno zdziwiony wypowiedzią Roberta w Eleven Sports dotyczącą wyboru opon na Grand Prix Hiszpanii przez Williamsa. Kubica powiedział: “Byłem zaskoczony, gdy przeczytałem”… Szczerze mówiąc, fakt że ta rzecz była z nim konsultowana z racji tego, że weźmie udział w piątkowym treningu. Skoro ma realizować określony program, to kwestia opon powinna być istotna w jego wykonaniu. Jak to zatem jest z tymi decyzjami w Williamsie i przepływem informacji? Chyba nie do końca tak jak być powinno, biorąc uwagę doświadczenie kierowców. Wybór tak wielu opon super soft okazał się brzemienny w skutkach w wyścigu dla Sergeya Sirotkina.
Skoro zatem Robert zamiast doradzać o wyborze opon (choć jego wiedza jest ograniczona przez brak startów) czyta o nich, to kto o tym decyduje? W tegorii wpływ powinni mieć kierowcy, ale gdy słucham, że Sergey Sirtokin od kilku wyścigów nie potrafi się doprosić zmiany w kokpicie, która umożliwi mu komfortową jazdę, to odnoszę wrażenie, że w Williamsie każdy sobie rzepkę skrobie.
Zdaje się, że brak jest fundamentalnego (przynajmniej z punktu widzenia laika – czyli mnie) połączenia między bolidem, kierowcą a zespołem inżynierskim. I w efekcie mamy trzy niezależne byty, które w żaden sposób nie są w stanie dojść do porozumienia. Przypominają mi się w tym momencie słowa Roberta Kubicy, który mówił w ubiegłym roku, że gdy wsiadał do bolidu Renault z 2012 roku, to czuł się jak w domu – większość rzeczy była taka, jaką on tworzył z zespołem dla siebie na 2011 rok. I na drugim biegunie mamy Sergeya, któremu Williams nie potrafi dopasować fotela przez trzy miesiące. Oczywiście, Kubica miał na to znacznie więcej czasu, ale z drugiej strony w przypadku Sergeya chodzi “jedynie” o pozycję w kokpicie. Niestety jednak, ale czasem jest tak, że pewne rzeczy trzeba na innych potrafić wymóc. Robert to potrafi, ale też ma ku temu lepsze karty przetargowe w postaci szybkości, wiedzy i doświadczenia. Sergey ma… dyplom. Trochę to wygląda tak, jakby zespół traktował go jako klienta, któremu ma dostarczyć bolid. Zresztą, to chyba ostatnio rutyna w Williamsie patrząc na podejście Lawrence Strolla w stylu: płacę to wymagam. Dodam tylko, że Robert Kubica podczas swoich pierwszych testów z Renault w Barcelonie 2005 miał za krótki kokpit (chyba musiał wyjąć wkładki z butów i poparzył sobie stopy), a i tak uzyskał świetne czasy.
Aktualizacja
Cieszy mnie to, że mam odpowiednie podejście i nie czuję żalu, że nie jeżdżę i nie jestem kierowcą wyścigowym. Mam świadomość, że jest to szansa, żebym stał się jeszcze lepszym kierowcą i zbliżył się do startowania w Grand Prix. Nie wiem, czy to dobrze, ale odkryłem, że gdy podejmowane są jakieś decyzje, robię tak, jakbym to ja startował. Ma to oczywiście też pewne minusy. Niektóre rzeczy lepiej czasem zachować dla siebie. Takie know-how, który sobie wyrobiłeś przez kilkanaście lat w tym świecie. To z reguły zatrzymuje się dla siebie, ale moja rola jest taka, żeby pomóc zespołowi, dzielić się moim doświadczeniem, otwarcie mówić swoje zdanie” – mówi Robert Kubica w wywiadzie dla Sport.pl. Całość TUTAJ.