Zapraszam na kolejną „kibicowską” relację z Rajdu Polski! Krzysztof i jego koledzy dzielą się wrażeniami z podróży na Mazury i naszej rundy WRC! Zobaczcie też ich zdjęcia!
Nareszcie, po wielu miesiącach oczekiwań nadszedł wreszcie ten dzień. Urywamy się wcześniej z pracy i o 14:30 wyruszamy w kierunku Mikołajek. Jedziemy oflagowani starym seatem w składzie Stamber, Bigos i Andrót. Później już dołączy do nas kolega z rodziną i taką 6 osobową ekipą będziemy przeżywać tegoroczne emocje. Podróż do Mikołajek mija zaskakująco szybko, być może dlatego, że wyposażeni byliśmy w charakterystyczny głośnik, z którego puszczaliśmy sobie przeróżne hity lat minionych, z akcentem na piosenki rajdowe. Pewnie ktoś z was kojarzy samochód przejeżdżający przez Mikołajki i inne wioski w okolicy, z którego wystawała ręka mojego pilota Andróta, a w niej głośnik z legendarną już nutą „Rajd jest rajd”. Jak już jesteśmy przy temacie piosenek rajdowych, to osobiście polecam inne typowo rajdowe utwory, które zdecydowanie powodują, że rajdowi maniacy wpadają w trans kibicowania, myślę tu o: „Jadę nielegala”, „Daj nam ten bok”, czy najnowsza piosenka trójmiejskiego zespołu Echo Band, której tytułu nie pamiętam, ale puszczało ją Radio Rajdowe. Około 18:30 dojeżdżamy do Zełwągów, gdzie mieliśmy zabukowany nocleg na 4 kolejne dni rajdowe. Przy okazji pozdrawiam serdecznie panią Kingę z Pokoi Jaśko. Zrzucamy szybko bagaże i lżejszym autem pędzimy do Mikołajek wymienić bilety na „plakietki na smyczy” i program rajdowy. Niestety bilet kupiony przez www.e-bilet.pl trzeba było na miejscu wymienić na wspomniane wyżej gadżety. Było z tym trochę zamieszania, bo punkt wymiany nie był zlokalizowany jak rok temu na stacji Orlen, a w parku serwisowym. Po wymianie podpytujemy ludzi w parku, gdzie swój serwis ma Robert Kubica i Krzysiek Hołowczyc. Na Rajd przygotowaliśmy sobie okolicznościowe koszulki „supporters from Gdansk” z zeszłorocznymi zdjęciami samochodów Roberta i Krzysztofa z 71. Rajdu Polski i zależało nam na autografach pod tymi zdjęciami. Bliżej mamy do „garażu” Hołka, dlatego tam kierujemy pierwsze kroki. Ku naszemu zdziwieniu Hołek był tylko z jakimś mechanikiem, a z kibiców nikogo. Podchodzimy śmiało, dlatego, że znamy jego poczucie humoru z poprzednich edycji Rajdu Polski. „Krzysiek, mógłbyś podpisać koszulkę?” – pada z naszej strony. „Nie ma problemu” – rzuca Hołek. Daję koszulkę przodem i mówię „to może jeszcze z tyłu pod logiem Dakaru?”. Hołek odpowiada dowcipnie: „widzę panowie, że na bogato, z przodu, z tyłu, może wam jeszcze rękawki podpisać?” 50% planu wykonane, jest podpis Hołka. Tymczasem na Arenie Mikołajki wystartował już Super OS. Idziemy na miejsca stojące, na które uprawniały nas nasze bilety, ale już z daleka naszym oczom ukazała się piękna, wysoka na kilkadziesiąt metrów góra. Rzucamy między sobą krótkie spojrzenia i już wiemy, że musimy być na tym sektorze VIP. Idziemy od jednego stewarda do drugiego, ale nikt nie chce nam pozwolić opuścić Areny, żeby dostać się na wspomnianą górę piachu, aż w końcu chyba piąty pytany zlitował się nad nami i pozwolił przejść przez płot. Trzeba przyznać, że z góry widok był kapitalny, sektor istnie VIP-owski. Obejrzeliśmy wszystkie pary WRC i zeszliśmy w dół prosto pod parking, gdzie swoje samochody zostawiali kierowcy, a stamtąd udawali się do serwisu pieszo. Była więc okazja, żeby pozyskać kilka autografów i zdjęć. Zadowoleni, pełni emocji wracamy do Zełwągów, szybki prysznic, grill i spanie, bo o 5 pobudka…
Piątek, 3 lipca
O 6:00 ruszamy na OS Górkło. Jesteśmy cwani, dlatego zostawiamy auto daleko przed pierwszymi samochodami. Dalej na piechotę. Taką taktykę stosujemy przez cały rajd, dzięki czemu unikamy nerwowego stania w korkach przy opuszczaniu OS-ów. Z drugiej strony jednak trochę się nachodziliśmy, aplikacja Endomondo pokazała, że przez rajd zrobiliśmy pieszo 61 kilometrów. Przy pierwszym odcinku stanęliśmy na górce widząc około 1,5 km trasy, miejscówka całkiem dobra. Po przejeździe wszystkich wurców zbieramy się i ruszamy w kierunku odcinka Stańczyki. Dojeżdżamy do wsi Przerośl, zostawiamy samochody i dalej tradycyjnie piechotką. Stajemy przy długiej prostej tuż przed lewym zakrętem. Wrażenia niesamowite, myślę, że prędkości sięgały tu więcej niż 160 km/h. Na tym odcinku mieliśmy spięcie z gościem, który trzymał kamerę na wysięgniku, mniej więcej na 1/3 szerokości drogi i nie zabierał jej, gdy przejeżdżały samochody! Przy okazji przypomina mi się opowieść Hołka, który powiedział, że na Rajdzie Warmińskim jeden z kibiców chciał dotknąć auta no i dotknął, jemu połamała się ręka, a w aucie pękła szyba! Dlatego apel do Nas wszystkich, bądźmy odważni, ale rozważni. Ponownie po przejazdach załóg WRC kierujemy się do samochodu, żeby zdążyć na strefę tankowania w Gołdapi. I tu przykra niespodzianka, ogromne korki na wylocie z miejscowości Przerośl, spowodowane parkowaniem po obu stronach wąskiej drogi i chęcią jednoczesnego wyjazdu wszystkich kierowców. Stoimy w korku przez dobre 30 minut nie ruszając ani metra, patrzymy na zegarki, możliwość obejrzenia zmiany opon w Gołdapi wyraźnie ucieka, bo do przejechania jeszcze 30 km. W końcu kolega Andrót wysiada i zaczyna kierować z kilkoma innymi chłopakami ruchem, po 15 minutach wszystko udrożnione i szczęśliwi dojeżdżamy na styk na serwis. Na miejscu przyklejamy się do ekipy Hyundaia i docieramy pod stanowisko zmiany opon Roberta Kubicy. Oglądamy całą zmianę, Robert z Maćkiem pełne skupienie, nie ma czasu na pogaduchy czy autografy. Obok zmieniał opony Tanak, widać było że jedzie rajd na maksa, ponieważ jego opony przypominały slicki. Obserwacja zmiany opon była dość emocjonująca, ręka się trzęsła stojąc 0,5 metra od Roberta. Następny cel to OS Gołdap, mamy 1,5 godziny więc postanawiamy coś zjeść. Pada na pizzę, pytamy więc pani w okolicy 50 lat, gdzie jest najbliższa pizzeria, słyszymy odpowiedź „Nie wiem, nie jadam”. W końcu znajdujemy ją tuż przy rynku, ale jemy co innego bo czas oczekiwania na pizze dochodził do godziny. Posileni jedziemy na OS Gołdap, na oficjalny parking. Co ciekawe przy wjeździe na parking miła pani mówi do nas „5 zł proszę”. „Co?!” – pada z naszej strony. Jakim prawem? Organizator tak zdecydował twierdzi długowłosa blondynka. Grzecznie uświadomiłem panią, że mój bilet, który widzi uprawnia mnie do wjazdu na oficjalne parkingi przy punktach widokowych. Z parkingu udaliśmy się na ciekawy odcinek trasy przed zakręt 90 stopni z szutru na asfalt. Najlepszą, najbardziej widowiskową linią jechał zdecydowanie Ott Tanak, w mojej ocenie bohater tego rajdu (zaraz za Robertem oczywiście), a do tego przesympatyczny człowiek. Oglądamy tym razem następne przejazdy, łącznie z Hołkiem, a następnie wyjeżdżamy do Zełwągów, kąpiel, grill, nocleg i kolejny dzień przed nami.
Sobota, 4 lipca
Spaliśmy nieco ponad 4 godziny, trochę zmęczeni, ale bojowo nastawieni na kolejne emocje ruszamy na mazurskie drogi. Jeszcze w piątek wieczorem okazało się, że ekipa z Iławy, która nocowała tam gdzie my, spotkała na dojazdówce wszystkie WRC-e. Zdjęcia, autografy i pogaduchy do oporu. Poziom naszej zazdrości z takiego obrotu sprawy sięgnął zenitu, dlaczego to nie mogło się przytrafić nam?! W związku z tym weryfikujemy trochę nasze plany na sobotę, aktualnie chcemy odwiedzić OS Mazury odcinek, OS Świętajno start, OS Mazury start, OS Świętajno odcinek. Na OS Mazury stanęliśmy daleko przed miejscowością Gryzy i dalej ruszyliśmy tradycyjnie pieszo. Ludzi już na pierwszej pętli było mnóstwo, na szczęście zostawiliśmy samochód daleko od PW i dzięki temu uniknęliśmy korków przy wyjeździe. Miejscówkę mieliśmy całkiem fajną, ja wdrapałem się na 20 metrową brzozę z której widok był istnie doskonały. Po przejeździe Bertelliego chcemy dotrzeć w okolicę startu OS-u Świętajno, objeżdżamy do blokady przed OS-em Świętajno, miejscowość Dudki. Podchodzimy do blokady, stoi policja. „Panie Władzo, daleko stąd do startu ?”, 1,5-2 km pada odpowiedź. Zadowoleni żwawo ruszamy bo zostało 35 minut. Idziemy, idziemy, idziemy, Endomondo wskazuje, że pokonaliśmy już 3 km… Nasuwa się pytanie czy w szkole w Szczytnie jednostką 1 km jest 3000 m ? 🙂 Nie zdążylibyśmy pewnie na start, gdyby nie pewien gospodarz, który zdecydował się nas podwieźć swoim furgonem. Pozdrawiamy !!! Uff…. Udało się, nawet z małym zapasem, czekamy na kolejne załogi, praktycznie nikt nie wysiada od razu podjeżdżając pod punkt kontrolny. Chwila oczekiwania i pojawia się Robert. Przystanął, ale nie wysiada. Biegnę w jego stronę trzymając koszulkę w ręce i błagając wręcz o autograf. Ku mojemu zaskoczeniu Robert macha ręką żebym podszedł. Otworzył drzwi, ja cały w delirium podaję koszulkę, nogi się pode mną uginają, ale jest, cel osiągnięty! Niestety nie zdążył dobiec Andrót, który też miał naszą okolicznościową koszulkę. Minę miał nietęgą jak zobaczył, że Kubica odjeżdża. „Spokojnie, trzymaj się mnie a autograf zdobędziesz” – rzuciłem. Tak też było, ale o tym za chwilę. Jako, że mamy 2 godziny przerwy ruszamy nad jeziorko w Świętajnie. Woda cieplutka, cały kurz opłukany. Przed nami gwóźdź programu czyli dojazdówka do startu OS Mazury. Tradycyjnie dojeżdżamy do blokady, ale skręcamy w drogę gruntową i według nawigacji jedziemy przez pola, łąki, lasy. Odjeżdżamy od startu drogą dojazdową szukając prostego odcinka drogi i cienia, bo gdzie mają stanąć jak nie tu? Strategia sprawdza się w 100%, podjeżdża najpierw Ogier, a za chwilę cała reszta ekip WRC i stają jeden za drugim. Pełna pompa, autografy, zdjęcia, a gdy już ochłonęliśmy pogaduszki. Każdy z kierowców i pilotów miły, otwarty i chętny do rozmowy. Kolega Bigos (Groszek) rzuca do Roberta: „Czy mogę prosić o autograf, ostatni”. Robert na to z uśmiechem: „Wierzysz w to ?!”. W międzyczasie słyszymy w Radiu Rajdowym, że OS został odwołany, część kierowców z dalszych pozycji dowiedziała się o tym od nas. W tym momencie zrealizowaliśmy swoje założenia sprzed wyjazdu. Zrelaksowani i zadowoleni ruszamy na odcinek Świętajno. Po OS-ie jeszcze serwis w Mikołajkach i powrót do bazy w Zełwągach. Tradycyjnie, prysznic, grill i spanko.
Niedziela, 5 lipca
Niedziela to jak wiadomo podwójne Baranowo. Ludzi bardzo dużo, ale trasa wydaje się zabezpieczona dobrze. Setki metrów siatki zamiast taśmy, widać, że organizatorzy wyciągnęli chyba wnioski z dnia poprzedniego i noc była pracowita. Dwa OS-y Baranowo spędziliśmy na polu przy lesie, w międzyczasie grillując. Około 14:30 ruszyliśmy w drogę powrotną do Gdańska i w granicach 17 dotarliśmy na miejsce, po drodze zaliczając jeszcze kąpiel w jednym z mazurskich jezior. Tak oto skończył się ten niesamowity dla nas rajd. Trzeci z rzędu, ale zdecydowanie najlepszy. Widać zbieramy doświadczenie razem z Robertem. Oby za rok było równie emocjonująco. Tego sobie i wszystkim kibicom życzę!
Pozdrawiam
Stamber
Strona powrotroberta.blogspot.com jest na facebooku oraz Twitterze! Dołącz do osób ją lubiących i bądź na bieżąco!
Więcej o całej F1 na MC Formula i onestopstrategy.com