Wszystkie te informacje mają źródło w jednej, niefortunnej wypowiedzi Kardynała Stanisława Dziwisza, który pod wpływem emocji powiedział, że Robert Kubica będzie miał podczas uroczystości beatyfikacyjnych „pole position”. Wtedy słowa te nie były jeszcze szeroko komentowane, gdyż nie wiadomo było nic na temat stanu zdrowia Polaka. Teraz, gdy mówi się, że niebawem Robert zacznie chodzić, odżyły ze zdwojoną siłą. Warto dodać, że niedawno Kard. Dziwisz przyznał, że nie wysyłał Kubicy żadnego oficjalnego zaproszenia na Beatyfikację.
Na pewno załatwienie takiego zaproszenia nie byłoby problemem, jednak jest inna, znacznie poważniejsza przeszkoda w uczestnictwie Kubicy w tych uroczystościach. Jest nią stan zdrowia kierowcy Lotus Renault. Kubica zwyczajnie nie będzie w stanie opuścić szpitala do 1 maja. Nie byłby również rozsądny jego transport do Rzymu. Podczas trwających kilka godzin uroczystości może być bardzo gorąco (już teraz we Włoszech panują rekordowe upały), będzie duszno i tłumnie. To nie są warunki do przebywania dla osoby, która niecałe 3 miesiące wcześniej odniosła bardzo poważne obrażenia, straciła kilka litrów krwi i przeszła 4 operacje, trwające łącznie 30 godzin.
Rozumiem, że informacje o tym, że Robert zacznie chodzić rozbudziły fantazje dziennikarzy, ale za komunikatem „Robert zacznie chodzić” kryje się w pierwszych tygodniach szuranie prawą nogą po ziemi, mając przy rękach kule. Pamiętajmy o poważnych uszkodzeniach stawu kolanowego, jakie miał Polak. Musimy zdać sobie sprawę, że Robert nadal, przez zdecydowaną większość dnia, musi leżeć w łóżku.
Dodatkowo pod koniec kwietnia z jego prawej ręki zostanie zdjęty opatrunek usztywniający. Kilka dni po jego zdjęciu będzie ciężkich dla Roberta, gdyż nie wiadomo jak będzie zachowywała się ręka.
Warto zwrócić uwagę również na fakt, że nie widzieliśmy Kubicy od dnia wypadku, od 6 lutego. Czy w jego stylu byłoby się teraz pokazać całemu światu na wózku inwalidzkim, z ręką na temblaku? Nie, zdecydowanie nie.
Zapomnijmy o pomysłach, że Robert Kubica pojawi się w Rzymie 1 maja 2011 roku. Nie twórzmy sensacji. To nie będzie możliwe ze względu na jego nadal poważny stan zdrowia. W optymizmie lub pesymizmie trzeba zawsze zachowywać umiar, tutaj go zdecydowanie zabrakło.
Wszyscy byśmy chcieli, żeby wielki Polak, jakim jest Kubica był na uroczystościach beatyfikacyjnych największego z naszych rodaków, któremu Robert tak wiele zawdzięcza i którego tak szanuje. Ba, wszyscy byśmy chcieli zobaczyć Roberta już za 2 dni w bolidzie Lotus Renault podczas treningów do Grand Prix Chin, ale jeżeli nie zdarzy się prawdziwy cud, to żadne z tych wydarzeń nie będzie możliwe i musimy się z tym pogodzić.