Kubica przebywa w Pietra Ligure od dnia wypadku w rajdzie Ronde di Andora, czyli od 6. lutego. Ma tam zapewnioną wspaniałą opiekę lekarską, doskonałą rehabilitację i prywatność. Jego stan, mimo że ciągle się poprawia, nie jest jeszcze na tyle dobry, by Robert mógł samodzielnie funkcjonować. Wiadomo, że po wyjściu ze szpitala musiałby nadal przebywać w jakimś ośrodku, gdzie ćwiczyłby sprawność dłoni i łokcia. Czy jest zatem sens transportować go w inne miejsce? Raczej nie ma.
Kubica i jego najbliżsi „urządzili” się już w Pietra Ligure. Nad powrotem Polaka do sprawności czuwa grono wybitnych specjalistów, a szpital Santa Corona jest doskonale wyposażony. Jedyne, na co może narzekać Robert, to monotonia otoczenia. Jednak przy jego zmianie, mógłby zostać zakłócony rytm ćwiczeń krakowianina, a na szwank byłaby wystawiona ochrona jego prywatności.
My, kibice, „zwykli ludzie”, lubimy dostrzegać wielkie, przełomowe momenty w pewnych procesach. Jednak w przypadku rehabilitacji, po tak rozległych obrażeniach, wszystko musi przebiegać powoli, systematycznie i spokojnie. Mimo że Robert narzucił sobie ostre tempo ćwiczeń, to nadal nie wiadomo jaka będzie sprawność jego łokcia (P.S. chyba jest lepiej niż myślimy, ale o tym jutro…). Cierpliwość jest słowem kluczem w kwestii powrotu Kubicy do pełni zdrowia.
Nie oczekujmy zatem aby kierowca Lotus Renault GP jak najszybciej, na siłę, wychodził ze szpitala. Im dłużej tam przebywa tym lepiej będzie wyleczony. To gdzie Kubica się leczy, jeżeli tylko ma zapewnione grono specjalistów i sprzęt, nie ma znaczenia. Przenosiny mogłyby tylko wywołać niepotrzebne komplikacje. Jestem pewien, że Robert chce wyjść ze szpitala Santa Corona o własnych siłach, pozdrawiając kibiców, a gdy jakiś dziennikarz zapyta go wtedy jak się czuje, odpowie w sobie charakterystyczny sposób: „Czuje się tak jak kierowca wychodzący ze szpitala”.
Więcej informacji o całej Formule 1 znajdziesz na www.f1ultra.pl